wtorek, 3 września 2013

Mitologiczna miłość - część 2

Wylądował przed "nowym" domem Diona. Prychnął pogardliwie widząc ten padół łez. Już dawno zapomniał jak nisko upadła ta "cywilizowana" społeczność. Nikt już nie wierzył w bóstwa. I dawno zapomnieli o honorowych walkach. Wszystko kręciło się na około cholera wie jakich maszyn. Westchnął kręcąc głową wszedł do budynku i zaczął wspinać się po schodach. Nie ufał windom.


·        


Oczekiwanie na jedzenie zostało przerwane, przez krótkie pukanie. Dionizos nawet nie ruszył się z miejsca. Nessa westchnęła ciężko mówiąc:
-Dobra, otworzę. - nie kłopotała się ubieraniem, choć była w samej bieliźnie. Większość tutaj była bardziej, lub mniej roznegliżowana. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, krzyknęła krótko i zaraz je zamknęła. Później się jednak opanowała i otworzyła je z powrotem. Zmierzyła nieznajomego uważnym spojrzeniem. -Cóż...jesteś trochę creepy, ale też seksowny...wejdź. - powiedziała i odsunęła się od drzwi.
-Dion! Przyszedł jakiś twój dość niecodzienny znajomy, które nie miałam jeszcze okazji poznać! - wrzasnęła, kierując się znów do kuchni, na co znów usłyszała jęk od czarnowłosego chłopaka dobudzającego się i mulatki, która siedziała na podłodze patrząc na biedną Alley i zastanawiając się co by jej tu dziś zrobić. Najchętniej zrobiliby też coś Dionizosowi, to on zawsze ich upijał, a później sam nie miał kaca!
-Niech wejdzie. - odpowiedział jej leniwie, patrząc jak Jeff i Shim, brunetka, z którą leżeli w łóżku, zaczynają się ubierać wolnymi, anemicznymi ruchami. Jemu nawet nie chciało się wstawać z łóżka.


·        


 Nie rozumiejąc połowy z tego co powiedziała kobieta wszedł niepewnie do środka. Jedno trzeba było przyznać, Dion urządził czysty burdel w swoim mieszkaniu. Co rusz jakaś upita istota, w większości rozebrana. Kobiety to jeszcze, bo przynajmniej było na co popatrzeć. Ale od upadku Rzymu Ares zrezygnował z ziemskich dziewczyn. Wszystko było z nimi okej dopóki nie otwierały ust. Potem cały czar i chęć baraszkowania mijała. Więc lawirując między stertą jęczącej żyjącej ludzkiej masy zbliżał się do Dionozosa. 
- Na Zeusa, czy ty umiaru nie masz? - spytał gdy już udało mu się odnaleźć jego osobę.



·        



 Dionizos słysząc ten głos i widząc kto wchodzi, aż skamieniał. Wstał szybko ze swojego łóżka i namierzając pośród bałaganu i ton ciuchów leżących na podłodze, swój szlafrok, zarzucił go szybko okrywając swoje gołe ciało.
-Chodź. - powiedział ostro ciągnąc boga wojny na balkon i zamykając drzwi. Jego goście nawet nie skomentowali przybycia mężczyzny, w Nowym Orleanie kręciło się wielu dziwaków, a Dion bratał się ze wszystkimi. Kiedy bóg wina upewnił się, że ludzie ich nie będą słyszeć, zwrócił się do Aresa. Ten olewczy bóg mógł coś wypaplać, a ludzie nie wiedzieli i nie mogli wiedzieć, że jest bogiem.
-Po co tu przyszedłeś? Jakim cudem twoja wytworna, olimpowa, boska nóżka postała w świecie ludzi? - zironizował - Dobrze wiesz, że nie przepadam za wami, więc wynoś się. Ja ci do domu nie wchodzę.

Przez łzy do szczęścia - część 2



Uśmiechnął się sympatycznie. Ogólnie z jego oczu płynęła taka otwartość i przyjacielskość.
 -Byłbym niezmiernie wdzięczny. - przyjrzał się chłopakowi uważniej. Miał na prawdę zdumiewające włosy. Takie długie, piękne i lśniące. Keitha zawsze były matowe i szorstkie. -Może mógłbym cię w zamian zaprosić na herbatę? Jeszcze się tu dobrze nie urządziłem i jest lekki bałagan, ale zapraszam.


·        

 Spłoną rumieńcem. Od razu też odwrócił się tyłem do chłopaka. Robienie się czerwonym nie przystawało mężczyzną.
 - Mo...mo... Może później... Teraz mam dużo pracy - drżącą ręką próbował otworzyć zamek w drzwiach. Klucze spadły na ziemię. - Ojej - wyrwało mu się.


·        

 Patrzył przyjaźnie na jego nieporadność. Słodki...przesunęło mu się przez myśl. Podszedł do niego i pochylił się, żeby podać klucze. Cały czas uśmiechał się szeroko. Emanował wręcz empatią i pewnością siebie.
 -Okej, nie chcę przeszkadzać. Jak coś i tak mieszkamy drzwi w drzwi. - powiedział radośnie i podał mu kluczę -Proszę. Pomóc? - spytał widząc jeszcze jego drżące dłonie.


·        


 - Nie! - pisnął. No człowieku co z tobą nie tak?! Skarcił sam siebie. - Poradzę sobie - powiedział już ciszej odbierając klucze. Czuł się trochę dziwnie widząc te czerwone oczy i ten przyjacielski uśmiech. Ostatni który się tak uśmiechał potem przez tydzień trzymał Heisuke w piwnicy. Wziął głęboki wdech i otworzył zamek. 
- To jak co... Do później - i szybko wszedł do środka zatrzaskując za sobą drzwi.

E-mail część 2

Siedział z dobre pół godziny czytając w kółko treść maila. Ten koleś, kimkolwiek on był, zdecydowanie mówił językiem, którego Neely nie potrafił pojąć. A przynajmniej nie do końca. Westchnął głęboko.

Od : amissa-puer@sinu.com
Do : ignotum-lucifer@hell.com

Temat: 6081945

To znów ja.
Nie wiem czy się cieszysz czy nie. Na początek chciałbym się zapytać o znaczenie tych cyfr. Trochę jak numer, ale nie do końca.
Po drugie masz całkiem ciekawe spojrzenie na ludzi. To fakt, że każdy oczekuje szczerości . Ale każdy też nie chce się pokazywać od każdej strony na pierwszym spotkaniu. Z ludźmi to trochę jak z książką. Musisz zacząć od pierwszej strony by zrozumieć całość.

Co do moich wielokropków. One bardziej oznaczają moją niepewność. Nigdy nie potrafiłem nawiązywać znajomości i nawet głupi mail mnie stresuje jak jakiś strasznie trudny test. I masz rację, chciałbym z tobą porozmawiać. Ale nie wiem czemu moja uprzejmość wydała ci się paradoksalna. To aż takie niezwykłe, że ma się dystans do obcej osoby, na dodatek robiąc pierwszy krok, nawet nie wiedząc czy ta druga strona ma na to ochotę? Dla mnie jest to raczej naturalnym odruchem. Jeśli dystansujesz się na początku i na spokojnie sprawdzasz czy dana „znajomość” ma jakieś szanse, w ten sposób chronisz się również przed niepowodzeniem i odrzuceniem.

Ojej, rozpisałem się.
Mam nadzieję, że mimo wszystko odpiszesz…

Neely.


*

 Od : ignotum-lucifer@hell.com
Do : amissa-puer@sinu.com

Temat: "Człowiek urodził się po to, aby się radować"

Cyfry...w tej rzeczywistości wszystko się w nich składa. Całe twoje zdania, cała istota zaklęta w komputerowym "01010101".
Czy znaczenie tych cyfr jest ważne?
Jeżeli chcesz, potraktuj to jako zagadkę. Jeżeli nie - zignoruj.

Postępując jak każdy, witając chłodną obojętnością i wyważoną gracją - czy taka pierwsza strona książki, tak boleśnie pospolita, może zachęcać do dalszego czytania?

Absurd - contradictio implicita - widać w Twoich słowach tak klarownie jak bezmyślność ikarową. Chcesz się otworzyć, porozmawiasz, jednak ograniczają Cię utarte, grzecznościowe formułki. Powielasz konwenanse, patrząc na całokształt, nie na siebie. Kolejne sprzeczności niosą za sobą Twoje nadzieje, które wyrażasz wprost, jednocześnie nie próbując się odkrywać.
Jeśli mogę wystosować do Ciebie pewną prośbę - pisząc ze mną patrząc w głąb siebie. Nie musisz się obawiać niematerialnych zagrożeń, ponieważ takie zagrożenia przynosi jedynie nasz umysł.

Wybacz parnasizm w opisowości i szeroko pojętą refleksyjność.
Nie mam na zamiarze Cię zrazić. Pomimo trzymania się sztywnych ram, wyczuwam w Tobie ten ikarowy pierwiastek, a z całej mitologi to właśnie do tej postaci czułem słabość.

Cura, ut valeas!
Ignotum Lucifer

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ogłoszenia parafialne.

Jak widzicie, bo liczę, że ktoś to czyta, nasz blog się "rozwija". Wpadliśmy na pomysł, a dokładniej to genialna Caroline wpadła na pomysł, by dodać nasze inne RPG. Liczymy iż teksty się spodobają i ktoś tu zajrzy oraz skomentuje z czasem naszą twórczość. 

Neoś. 

Przez łzy do szczęścia


- Hej słodka. Zabawimy się?
- Teri gdzie ty masz oczy! Nie widzisz, że to chłopak?!
- Oj sorka. Oferta nie aktualna – i odeszli śmiejąc się. Westchnął z rezygnacją. Powinien się już przyzwyczaić, bo takich akcji miał wiele. Długie czarne włosy, delikatne rysy twarzy i te wielkie szarawe oczy. Do tego drobnej budowy ciała. Podobno nawet ruszał się jak kobieta. A był facetem i już wkrótce miała mu stuknąć 20. Nie wiedział co takiego zrobił w poprzednim życiu, że natura ukarała go takim wyglądem. W czasach szkolnych był więcej razy wykorzystywany seksualnie niż prostytutka i więcej razy upokarzany niż ustawa przewiduje. Miał wrażenie, że jego życie to niekończący się pech i katastrofa. Kolejne westchnięcie wypuścił z siebie przy drzwiach mieszkania. Musiał zerwać kartkę z napisem „pomyłka genetyczna”. A może oni wszyscy mają rację? Jakby miał mało kłopotów był gejem. Co ani odrobinę nie pomagało mu w życiu




          Keith dopiero wprowadził się z metropolii do miasteczka Spring, a już spotkał się z nieprzychylnymi spojrzeniami. Zastanawiał się czy to wina białych włosów z czerwonymi końcówkami, czerwonych oczu, których jako albinos nie ukrywał, czy kolczyków w wardze i brwi. Wiedział, że w tak małych miejscowościach, ludzie posiadali małe horyzonty myślowe. Nie przejmował się tym jednak. Nie zawita tu zbyt długo. Zbierze zespół i wyjedzie dalej, mając nadzieje, że przyszli koledzy z zespołu, też będą chcieli się stąd wyrwać. Wątpił żeby tutaj mieli publikę, jednak szukając basisty i perkusisty, sensowne talenty znajdowały się właśnie tutaj. W tym zacofanym miasteczku. Mieszkanie, które wynajął, a raczej apartament, ponieważ z pracy w studiu tatuaży zdołał sobie na to pozwolić, sąsiadowało z innymi, nie zamierzał jednak poznawać się z sąsiadami. Kolejne ograniczone umysły? Artysta taki jak on nie potrafiłby się z nimi dogadać. Zauważył, że jedynie jego silne i dość pokaźnie umięśnione ciało hamowało niektórych przed zgryźliwymi komentarzami. Ech...brzydził się tym. Od pierwszych sekund chciał już się stad wynieść. Po przeprowadzce było za późno, aby spotkać się z chłopakami, postanowił się porządnie wyspać i spotkania przełożyć na jutro. Kiedy wychodził ze śmieciami zobaczył dość wyróżniającego się na tle ogółu tych mieszkańców chłopaka. Miał długie włosy i nawet lekkie wcięcie w talii, jednak albinos od razu rozpoznał, że to chłopak, nie kobieta. Co ciekawsze, ten chłopak właśnie zmierzał...do mieszkania obok niego. Czyżby sąsiad...?
 -Hej! - krzyknął za nim. Kiedy chłopak się odwrócił, Keith spytał - Jesteś stad? - zmierzył go swoimi specyficznymi, czerwonymi tęczówkami. Chłopak był na prawdę ciekawy...I wart uwagi. Jego twarz mówiła, że też nie jest zbyt zadowolony z otoczenia, może tak jak on, jest tutaj przejezdnym?

·        

 Westchnął.
  - Wybacz, że cię rozczaruje, ale jestem facetem i nie jestem zainteresowany randką - Chciał mieć to już za sobą. Miał już dość głupich komentarzy.

·        

 -Hę? - chłopak spojrzał na niego pytająco przekrzywiając głowę. -Przecież widzę, że jesteś facetem. Pytałem tylko, czy też jesteś nowy, bo nie wyglądasz na tutejszego. - podrapał się po karku - Ja tu się dopiero wprowadziłem i kompletnie nie znam okolicy, ani rozkładów jazdy autobusów, czy czegokolwiek co pomogłoby mi się tutaj poruszać. Myślałem , że spotkałem bratnią duszę na horyzoncie. - zaśmiał się niezręcznie, uśmiechając przepraszająco - Nie chciałem niepokoić.

·        


Zamrugał zaskoczony. Pierwszy raz ktoś wiedział od pierwszego spojrzenia, że nie jest babą.
 - Wiesz... Jeśli chcesz... - trochę się jąkał. Pierwszy raz był w sytuacji gdy nie musiał słuchać głupich uwag i to co mówił było słuchane. - To znaczy, ja jestem stąd. Ale jeśli chcesz.... To znaczy jeśli nie znajdziesz nikogo innego. - No weź się w garść Heisuke, bo jeszcze go wystraszysz! - Mogę ci pokazać miasteczko!


Mitologiczna Miłość - Część 1

Bogowi wina i biesiady nie w smak było sztywne, dwulicowe i plotkarskie towarzystwo rezydujące w Olimpie. Młody Dion wolał się bawić, bez patrzenia sobie na ręce - więc zadomowił się wśród zwykłych ludzi. Oczywiście, od tego czasu reszta bogów zaczęła nim pogardzać, tak samo, jak pogardzają ludźmi. Jednak, jak się okazało, nie każdy patrzył na niego nieprzychylnie...

     

          Był wściekły. I to ostro. Odkąd ten młody Dion zszedł na ziemię ludzie zaprzestali walk. Nawet i zwykłych bójek pod koloseum nie użyczysz. Więc wkurzony w trzy dupy postanowił zejść w ślady poprzednika i wytłumaczyć mu co nieco. Oczywiście przy pucharze przedniego wina. Wojna nie wojna napić się wypada.

         Tymczasem młody bóg otworzył oczy. Wstawał ranek. Spojrzał na burdel w jego apartamencie i leżące gdzieniegdzie ciała. Zauważył, że słońce obudziło co niektóre skacowane oblicza. Och! Jak on się cieszył, że nigdy nie mógł doświadczyć kaca!
         -Fffodyyy... - Usłyszał obok siebie. Jeff, młody student uczęszczający na tutejsze ASP wyciągnął do niego ręce. Dionowi skojarzyły się od razu z wygrzebywaniem się zombie. Brr...Ludzie na prawdę mieli dziwną, mroczną psychikę. Jak można wymyślać takie przerażające rzeczy i po co? Jednak komedie były, jak to ludzie mówią, czadowe. Zachichotał jak chochlik i zlitował się nad kumplem, podając mu butelkę wody. Ten pił z niej łapczywie i z pomrukiem odwrócił się na bok, wgapiając się w niego zmrużonymi oczami.
        -Jak ty to robisz stary...że nigdy nie masz...kaca. - Widać było, że nawet mówienie przychodziło mu z trudem.
        -Ciszej tam, słyszę jak oddychacie. - Rozległ się cichy, udręczony szept brunetki, leżącej w ich nogach. Dionizos znów zachichotał. Uwielbiał ich!
         -No cóż, jestem boski i w tym cały sekret! Zrobiłbym wam śniadanko, ale mi się nie chcę.
Na to usłyszał tylko chóralny jęk czterech, obudzonych i mocno "wyczerpanych" osób. Jedna dalej się nie dobudziła. Droga Alley zawsze wstawała dopiero wtedy, kiedy kac jej przechodził, a sen miała mocny jak trup. Dlatego, biedna, zwykle padała ofiarą wyżywania się innych, niezbyt dobrze czujących się osób, które dawno po imprezie wstały. Były jednak takie osoby jak Nessa, które po chwili odzyskiwały swoją żywiołowość i grasowały w kuchni. Właśnie dzięki tej rudej pisarce skacowani imprezowicze i leniwy Dionizos mogli liczyć z rana na śniadanko.
       -Dzięki słonko! - krzyknął, na co pozostali zatkali uszy i jęknęli.



wtorek, 20 sierpnia 2013

Neely nie był jakimś wyjątkowym chłopakiem. Zwykły siedemnastolatek rzucony na „głęboką wodę”. To była już jego dwunasta przeprowadzka w ciągu dwóch lat. Przy czwartej przestał starać się o poznanie nowych osób i zawieranie znajomości, bo to zawsze bolało. Jednak przy szóstej zaczął tęsknić za jakimkolwiek kontaktem z ludźmi. Wtedy to właśnie skłonił się ku internetowi. Przeglądał różne strony. Odwiedzał różne portale. Aż w końcu trafił na profil obcej osoby. Nie było zdjęcia, nie było podanej płci. Tylko adres mailowy i wiek. Trochę się wahał, ale liczba 20 w miejscu lat napawała nadzieją na normalną rozmowę. Nie chciał się w końcu z tym kimś spotykać. Wystarczyło by pisanie samych maili… Tylko tyle.





Od : amissa-puer@sinu.com
Do : ignotum-lucifer@hell.com

Temat: Hej…

Cześć,

Znalazłem twojego maila na jednym z portali społecznościowych… Nawet nie wiem czy jest jeszcze aktualny… Jeśli nie to wybacz, że zawracam ci głowę.
Twój profil najbardziej przykuł moją uwagę. Pewnie to przez to, że prawie nic o sobie nie napisałeś. Naprawdę jesteś tak tajemniczą osobą?
Jak znajdziesz czas i chęć, odpisz. Niczego nie oczekuje. Po prostu… Czasem chciało by się z kimś, choćby, popisać.

Pozdrawiam,
Neely.

***

Od : ignotum-lucifer@hell.com
Do : amissa-puer@sinu.com

Temat: 6081945

Salve.

Co właściwie oznacza "tajemnica"? Współczesny świat łamie tabu, degraduje się zdzierając z siebie wszystkie wierzchnie warstwy, pozostaje nagi. Ale czy naprawdę, skoro życie nazywane jest teatrem, a każdy z nas przywdziewa maski?
Osobiście uważam, że każdy z nas jest tajemniczy, jednocześnie oczekując, że druga osoba, z którą stoi się vis-a-vis , pokaże się nam w negliżu.

Ze sposobu w jaki stawiasz wielokropki Neely łatwo wyczytać, że coś Cię dręczy, pisząc do mnie masz cel. Chcesz rozmawiać. To paradoksalne, że traktujesz mnie przy tym ze standardową, zdystansowaną uprzejmością.
Jeśli chcesz się przede mną odsłonić, zapraszam. Choć wiem, że ekshibicjonizm mentalny, nie przychodzi nam, ludziom, łatwo.

Salut,
Ignotum Lucifer.